Dołączyłem do grupki tych dzieci, które mają zmniejszone szanse w edukacji. Jestem wykluczony cyfrowo. Nie mamy w domu internetu.* Co to oznacza dla mnie? Poza tymi oczywistymi brakami w edukacji, na które jestem skazany... Oznacza to, że moja mama nie ma dostępu do tych wszystkich blogów z cudacznymi przepisami typu
quinoa patties, w zrobienie których włożyła dużo serca, wysiłku oraz pozytywnych myśli o tym
jakie-to-zdrowe. Niestety, mnie wspomniane kotleciki nie smakowały, rzucałem je na podłogę wyłożoną starym obrusem i ćwiczyłem wydawanie odgłosu "bleeeeeeeee!"
Nie mamy internetu. Nie ma dostępu do tych cudzacznych blogów. Więc mama zrobiła lasagnę według przepisu z opakowania od makaronu. I co? Pyszna! Mama nawet przekonała się, że zrobienie sosu beszamelowego jest bajecznie proste i warto jest go dodawać do tej potrawy, co jej nigdy wcześniej nie przyszło do głowy.
* Tak, wiem. Dziwnie to brzmi, bo w końcu piszę internetowego bloga. Zgaduj zgadula!
Ponieważ jesteśmy wykluczeni cyfrowo, więc mam duuużo czasu na ćwiczenie picia.
Co z tego wynika? Na pewno to, że warto czytać opakowania :).
OdpowiedzUsuńNam coś to picie nie idzie :(. Mamy obecnie mały regres i powróciliśmy do butelki ze smoczkiem. Z kapka/niekapka/bidonu marnie nam szło. Raczej polegało to na memlaniu i krztuszeniu się niż piciu. Ze względu na upały odłożyliśmy naukę na bliżej nieokreśloną przyszłość, licząc że mały załapie w stosownym momencie.
OdpowiedzUsuńZdrowe podejście KV by Rybiszonie :). Zawsze będę powtarzać, że nic na siłę. My pijemy z Doidy i jest ok, wcześniej Elek pił z kieliszka na jajko :D ... ani was widu ani was słychu :/
OdpowiedzUsuń