Nie jadam kaszek na dobranoc. Po pierwsze: są niesmaczne, po drugie: mają podejrzany skład, po trzecie: noce wcale nie są po nich takie dobre. To znaczy dla mnie są dobre, ale pewnie już nie są takie dobre dla moich rodziców, którzy lubią, jak w nocy śpię.
Ktoś napisał na kaszkach, że po tak pożywny posiłku niemowlę ma szansę na przespanie całej nocy. Dobre... Świetne! Od kiedy to napisali na pudełku, mogę się założyć, że sprzedaż wzrosła momentalnie. Pewnie każdy rodzic czeka z utęsknieniem na moment, kiedy jego niemowlę dorośnie do jedzenia "kaszki na dobranoc", z której podaniem wiąże się ta wielka obietnica. A tu niespodzianka! O spaniu nie ma mowy.
Dzisiaj jakoś tak się złożyło, że wieczorem dostałem "kaszkę na dobranoc" domowej roboty (manna z bananami i cynamonem, mmmmmm!). Wspaniały zastrzyk energii! Jest już 9 PM, a po mnie wciąż nie widać zmęczenia, piszę sobie bloga, a spanie nie jest w moich planach na najbliższy czas.
może trzeba było dodać maku? ;)
OdpowiedzUsuńTo jest pomysł ;)... najlepiej pół kilo ... biegnę do sklepu i gotuję dla Elki :D
OdpowiedzUsuńI co, Mamoeli, zadziałało? :-)))
OdpowiedzUsuńPewnie by zadziałało ;), ale jakoś nie miałam sumienia.
OdpowiedzUsuń